Takie historie jak ta spod Lublina nie zdarzają się zbyt często. Wędkarz wyłowił drona wyścigowego z rzeki utopionego półtora roku wcześniej przez hobbystę RC pana Pawła R. Cała historia znalazła pozytywny finał a zguba została zwrócona właścicielowi.
Półtora roku temu w piękny, lecz chłodny zimowy poranek Paweł miłośnik dronów wyścigowych FPV, wybrał się nad rzekę Bystrzyce tuż przy ujściu do zalewu Zembrzyckiego aby nagrać kilka ujęć nowo zbudowanym dronem FPV.
„To był piękny poranek ze wschodzącym na niebie słońcem, nad rozlewiskiem przy moście nad Bystrzycą. Stwierdziłem że to jest idealny moment aby ująć piękno natury na filmie z mojego nowego drona” – stwierdził Paweł.
Pech chciał że dzień wcześniej miało miejsce zdarzenie, które prawdopodobnie miało wpływ na to co wydarzyło się wkrótce. Paweł oblatując i testując ustawienia drona zahaczył lecąc nisko o wystającą kostkę brukową co spowodowało problemy z obrazem z kamery, lecz po inspekcji i naprawie usterki wszystko wyglądało na w pełni sprawne.
Poranek: luty 2019
To miał być tylko jeden lot ze względu na niską temperaturę zimowego poranka. Początkowo feralny lot odbywał się bez żadnych przeszkód i wszystko wskazywał że tak też się zakończy. Jednak pod koniec lotu przelatując pod mostem Paweł stracił obraz z kamery w swoich goglach fpv. Przez chwilę kontynuował lot na oślep a następnie wzbił się w górę aby zlokalizować wzrokiem drona i sprowadzić go na ziemię. Niestety nie udało się, kontakt wzrokowy oraz zdalny został przerwany a dron spadł i ślad po nim zginął.
Półtora roku później
Do niezwykłego zwrotu akcji doszło przypadkiem dzięki Michałowi z Lublina, miłośnikowi wędkarstwa. To był piątkowy wypad na ryby pod koniec października 2020 – mówi Michał: „Poszedłem sobie na ryby po pracy i w trzecim rzucie zaczepiłem o dno, myślałem że zaczepiłem o kawałek gałęzi ale okazało się że to jest dron. Wiedziałem że te drony wyposażone są w kamery a ten miał coś na kształt kamery więc wrzuciłem ten śmierdzący szlamem złom do bagażnika samochodu i poszedłem łowić dalej. Po powrocie do domu wyciągnąłem z kamery kartę pamięci i włożyłem do swojego telefonu. Na karcie znajdowały się filmy, na których widać było wizerunek właściciela i jego aparaturę pokrytą grafiką w owoce. Nie chciałem wrzucać na internet ani filmów ani wizerunku właściciela więc dałem dość konkretny opis miejsca zdarzenia i wrzuciłem na facebook.”
Dzięki mediom społecznościowym już po dwóch dniach udało się skontaktować obydwóm bohaterom tej historii, której finałem jest przekazanie drona Pawłowi.
„Nie mam zamiaru go czyścić, została już tylko wartość sentymentalna bo dron do niczego nie będzie się już nadawał. Zamawiam dla niego gablotę albo zrobie z niego lampkę LED” – dodaje Paweł.